Potraktujcie tego posta trochę z przymrużeniem oka. Ten kilkudniowy upał rzucił mi się na głowę i humor mi się zdecydowanie zaostrzył J
Czy wiecie, co jest największym przyjacielem ogrodnika w czerwcu?
Sekator (o tym napiszę w następnym poście) oraz konewka, węże, zraszacze i inne ustrojstwa dające wodę spragnionym roślinom… no i oczywiście woda.
Od paru dni we Wrocławiu panują iście tropikalne temperatury i nasz trawnik wydał mi się bardzo spragniony, nie mówiąc o pozostałych roślinach, zdecydowanie bardziej wymagających. Stwierdziłam, że czas najwyższy uruchomić automatyczne nawadnianie. I kiedy tak nastawiałam parametry dla poszczególnych sekcji (czas trwania, godzina uruchamiania i dni tygodnia) przypomniała mi się pewna rozmowa sprzed lat z moim kolegą z pracy.
Kolega, podobnie jak ja, wybudował dom i założył ogród ponad dziesięć lat temu. Tylko on na samym początku skorzystał z usług firmy, która założyła mu ogród od A do Z. Od tego momentu dwa razy do roku przyjeżdża firma, która wycina, pieli, przesadza i robi wszystkie inne niezbędne prace pielęgnacyjne. A do obowiązków pana domu należy jedynie regularne koszenie trawnika. I, jako zagorzała wielbicielka prac ogrodowych, zapytałam się któregoś razu kolegi:
- Grześ, na co Ci ten ogród jak Ty w nim w ogóle nic nie lubisz robić?
Kolega dał mi taką odpowiedź:
- Wiesz co ja lubię najbardziej w moim ogrodzie? Gdy jest upał, siadam sobie na tarasie ze schłodzonym piwkiem i włączam nawadnianie trawnika… i sobie patrzę. Wierz mi, że nie ma nic przyjemniejszego.
Wówczas wzięłam od niego telefon do pana, który zajmuje się zakładaniem nawadniania.
Nawodnienie założyłam dwa lata temu, ale zawsze je tak nastawiałam, że uruchamiało się o 4tej rano i jakoś nie przyszło mi do głowy, aby tylko sobie patrzeć jak ono działa.
Wczoraj wieczorem postanowiłam sprawdzić jak to jest naprawdę z 'tą przyjemnością', o której mówił Grzesiek.
Poczekałam do godz. 20tej aż słoneczko zacznie się chylić ku zachodowi, mąż zajął się dziećmi, a ja wzięłam się za odpowiednie przygotowanie miejsca wypoczynku: opuściłam markizę na tarasie, nazrywałam świeżutkich truskawek z ogródka, nalałam zimne martini do kieliszka (za piwem nie przepadam)… i włączyłam automatyczne podlewanie. Było tak gorąco, że nawet komarom nie chciało się latać.
I tak sobie siedziałam na leżaku sącząc drinka …
… i wiecie co?...
…i kolega ma absolutną rację J
A jak sobie pomyślałam, że jeszcze do niedawna w tak upalne dni biegałam z wężem ze zraszaczem i konewką po 3-4 godziny wieczorem, to poczułam się człowiekiem naprawdę mega-szczęśliwym.
JoC
ech przydałby mi się taki zraszacz
OdpowiedzUsuńCałe szczęście, że masz ciśnienie w zraszaczu bo ja nie:) Ledwo ciurka. Buziaki
OdpowiedzUsuńu nas w kranie też ciurka - zwłaszcza jak jest susza i do tego jest zakaz podlewania ogródków, przy nawadnianiu to tylko wydajna pompa ma rację bytu + np. zbiornik na deszczówkę i/lub studnia
UsuńJak to? nie macie komarów, u nas są miliardy, nie ma mowy o wyjściu na taras- pozdrawiam:-)
OdpowiedzUsuńAleż oczywiście, że są - tylko co 2-3 dzień 'znikają' jakimś cudem, odkryłam że to jest chyba związane z ich cyklem rozwojowym. I tego dnia trafiłam właśnie na taką 'dziurę' :)
UsuńŚwietna sprawa - wreszcie można spokojnie usiąść i się zrelaksować:) Pozdrawiam i zapraszam do mojej zabawy:)
OdpowiedzUsuńJa muszę latać z konewką, ale to taka siłownia na świeżym powietrzu ;)
OdpowiedzUsuńświetne zraszacze ułatwiają mega :D
OdpowiedzUsuńja podlewam tylko te rośliny co są w donicach reszta niech sobie radzi ;) a tak naprawdę nie bardzo mam kiedy :)
pozdrawiam ciepło
doniczkowe to ja też podlewam konewką i bardzo to lubię, bo:
Usuń1) jak Ankha słusznie zauważyła to forma gimnastyki
2) okazja aby się 'zatrzymać', pogadać z kwiatkami i zadbać o nie :)
Ja również podlewam konewką tylko kilka roślinek, a trawnik wysycha w tych upałach ;-)
OdpowiedzUsuńGapienie się na ogrodowy prysznic rewelacyjne! Piękne widoki!